Kontrolowany antyfeminizm.
Gdyby kobietę - abstrakcyjnie -
przewiesić przez trzepaka ramę
i tak dokładnie i solidnie
to samo zrobić co z dywanem,
to uleciałyby razem z wiatrem:
obłuda, fałsz i pruderia,
zarozumialstwo i obżarstwo,
pycha, egoizm, kokieteria,
te wszystkie - "Czemu tyle palisz"
i wszystkie - "Znowu tyle pijesz"
te wszystkie - "Odłóż wreszcie gazetę"
"I znowu masła nie kupiłeś",
te spazmy, furie, te migreny,
te wszystkie - "Ach" i "Och", "Mój Boże",
"Jaka ja jestem nieszczęśliwa",
"Co ja na siebie dzisiaj włożę?"
i ta nie dobroć, brak zrozumienia
i dusza całkiem nie liryczna,
i ten despotyzm, brak litości,
pustość, oziębłość niejednokrotnie erotyczna.
Gdyby to wszystko, gnane wiatrem,
jak kurz i pył, gdzieś uleciało,
to tylko to, co miłe, dobre,
nienaruszone by zostało.
Więc pracowitość, mądrość, dobroć,
czułość i miłość i nie szarzyzna,
i przedsiębiorczość, i subtelność,
czyli po prostu - zostałby Mężczyzna.