Opowieść Wigilijna
Dawno dawno temu, kiedy na świecie
było jakieś dwa miliardy ludzi, i nikt jeszcze nie znał
prezerwatyw, w małej chatce pośrodku lasu mieszkała sobie bardzo
biedna, aczkolwiek bardzo kochająca się rodzina(mieli siedmioro
dzieci).
Właśnie zbliżały się Święta, czas radości, zabaw i
ucztowania, ale ponieważ ten rok był wyjątkowo ciężki i nie było
co do garnczka włożyć wszyscy byli bardzo smutni i zatroskani.
Wreszcie przyszedł czas Wigilii i tato oznajmił dumnie całej
rodzinie że pójdzie coś upolować na wieczerzę.
Godziny mijały i czas się dłużył, resztki krzeseł wesoło
trzaskały w kominku ogrzewając smutne twarze domowników........
gdy nagle ojciec radośnie otworzył drzwi i krzyknął: Znalazłem
zdechłego psa, będziemy mieli święta.
Na tą wiadomość, wszyscy się poszczali ze szczęścia, ojciec uścisnął
matkę tak że wątroba podeszła jej do gardła i pocałował ją
po francusku z języczkiem.
Cała rodzina ochoczo zabrała się do przygotowania kolacji: ojciec
z synami porąbali ostatnie łóżko by można było upiec zdobycz,
siostra włożyła na siebie odświętną ceratę, a mama upiekła
placek z ostatniego kapcia.
Nie minęła może godzina a mały domek na leśnym pustkowiu zajaśniał
i znów zaczął tętnić życiem. Z oddali było tylko słychać
jak domownicy degustują się zdobytą padliną, a zapach placka
kapcianego roznosi się po całym lesie. W szczęściu i miłości
spędzili ten dzień, i choć byli bardzo biedni potrafili być
razem, i razem nucić kolędy(słów bowiem nie znali).
I tak minął cały Boży wieczór, a ponieważ w wigilijną noc
zwierzęta mówią ludzkim głosem, cała rodzina postanowiła się
wybrać się do lasu aby posłuchać co zwierzęta mają im do
powiedzenia. Idąc tak przez las, po cichu, krok za krokiem noga za
nogą, dotarli do skraju polany, gdzie usłyszeli przytłumione głosy:
z- Ale to była libacja, co nie niedźwiedź?
n-Noo, było zajebiście zając co nie
z-Ty słuchaj a lisica to dała wreszcie, czy nie?
n-Nie pamiętasz jak chciała ci zrobić laskę a ty puściłeś na
nią żura.
z-Ja pierniczę jaki wstyd, ale ze mnie żul.
n-Po tym incydencie z tobą zając, to miała taką maseczkę na
twarzy że recznego nie mogłem zaciągnąć.
z-To wszystko przez to wino z marchewek, tfu, od dziś już nie piję.
n-Wydaje ci się, bo ci uszy stoją, nie martw się zając, jutro też
pożądzimy, będziemy pić za nasze krótkie ogonki, co ty na to?
z-A stawiasz?
n-No słuchaj stary, jutro idę do leśnopolowego, kupuje dwa litry
leśnej nalewy i już będzie co pić.
z-Ale żadnych nalewek z marchewek!
n-Żadnych!
z-No to fajnie................ty niedźwiedź widzisz te cienie tam
w krzakach, tam się ktoś czaji!
n-Spoko zając, to downy z tej chatki pośrodku lasu, ci padlinożercy.
z-Mam nadzieję, bo nie chcę mieć tyłka odstrzelonego.
n-Co ty w wigilię!? Czekaj opowiem ci coś to walniesz.
z-No mów!
n-Ten gość chciał mnie dzisiaj upolować, jaka to jest ciota,
zero pojęcia o zabijaniu!
z-Porąbało cię, ja na twoim miejscu bym skakał z radości że
jestem cały!!
n-Zając ty tłuku, on chciał mi delikatnie zasugerować że zrobię
dobry uczynek w Wigilię
z-No i co zrobiłeś?
n-A co to ja Chrystus jestem, czy co!!!,w końcu ulitowałem się więc
nad nim i dałem mu jakąś padlinę, którą zatrzymałem sobie na
czarną godzinę.
z-Żal mi tych ludzi, ciężko być człowiekiem.
n-tak, ciężko, dobra zając idę w chatę bo jeszcze muszę spełnić
obowiązki męża.
z-Tak wiem, co byśmy bez tego zrobili, no na razie niedźwiedź,
cześć.
Było już późno, dzieci ziewały, ojcu zachciało się seksu, więc
wszyscy grzecznie poszli do swojej małej chatki aby dalej żyć
sobie w niej po bożemu, zgodnie z prawami natury.