|
|
strona_01
strona_02 strona_03
strona_04 |
|
kliknij
w obrazek aby powiększyć |
|
To dziewczynka z
jednej z wiosek pod Leh. Wybrałyśmy się do muzeum
Thanek. Thanki to buddyjskie świete malowidla (mam
jedną w domu). Thanki to w ogole piękna opowieść.
Wracając, już lekko zmierzchało szłyśmy z Zuzą
rozmawiając i kopiąc szyszkę. Szyszkę? Yyyy. Ale
skąd tam szyszka? Zaraz zaraz. Skąd mi ta szyszka
przyszła. Nie wiem. Może to był kamień. Kopałyśmy
cos tam, może i szyszkę nawet J. |
I
nagle usłyszałyśmy muzykę. Bębny, sitar,
fujarki. Skierowałyśmy się w kierunku dużego
namiotu skąd dochodziły dźwięki zabawy.
Ladakijczycy (tubylcy) zorganizowali sobie festyn połączony
z zawodami łuczniczymi. Grali, śpiewali, tańczyli.
Natychmiast posadzili nas na honorowym miejscu
– zaraz obok portretu Dalaj Lamy, pod którego
to patronatem oczywiście przebiegała cała impreza
– poczęstowali czajem i wszystko już było
dla nas. Nawet z łuków ichnich postrzelałyśmy
sobie. A ci młodzieńcy byli piękni prężąc się
wraz z łukami i strzelając. Było w nich widać
godność i łagodność. Byli szczęśliwi, ze tam
byłyśmy z nimi. A my... jeszcze szczęśliwsze. Te
stroje, muzyka, tańce, to wszystko było jak w
jakimś filmie, w którym uczestniczyłyśmy. Ta
dziewczynka... nie chciała, chyba jako jedyna być
fotografowana, zawsze odwracała się szybko, jak
kierowałam na nią obiektyw. W końcu mi się udało.
|
|
|
|
|
|
|
Wyżej, to jest pod drodze to Leh. Himalaje. To pustynia górska.
Piach wszędzie, kurz, w niektórych miejscach zimno, tak, ze
czapy musiałyśmy zakładać i szale, a w niektórych upał.
Tylko jedno się nie zmieniało. Było ssssssssssucho. Tak sucho,
ze stale smarowałyśmy usta sztyftami, a to i tak jakoś
magicznie wchłaniało się w kilka minut. Sucho było w gardle,
na języku, na twarzach. Aż bolało, tak było sucho. Tam nie ma
deszczu. Mnie fascynowały te wystające z gór z piachu dziwne górotwory.
Jakby wieżyczki pałacu.
|
|

|
To w jednej z ghomp – młodzi mnisi. Właściwie nie
ma dla nich znaczenia czy wokół są turyści, czy nie. Żyją
tam sobie, szczęśliwie chyba. To widać po nich! Myślę,
że buddyzm, przynajmniej ten tam, to taka czysta religia.
Jak zginie, to co nam pozostanie? L
Nie wiem, czy zostanie jeszcze gdzieś miejsce takiego
pokoju..... |

|
|
To właśnie ghompa w całej okazałości. Thikse. Kompleks
klasztorny. Na szczycie najważniejsze budynki. Te białe,
jakby pieczarki to „stupy”. Kiedyś ponoć miało
to cos wspólnego z kultem grzebania ludzi, inni mówili, ze
tam zakopywało się cenne rzeczy. Generalnie to są takie
jakby symbole buddyzmu. Są wszędzie tam. Przy drodze często.
Są w ogródkach. Ja to sama porównuję z naszymi takimi
kapliczkami przydrożnymi, nie wiem, jak to się nazywa,
takie zwykle posagi Matki Bożej otoczone plastikowymi
kwiatami i wieńcami, czasami wstążkami. Te stupy to taki
znak, tu są buddyści, tu jest buddyzm, szczęśliwej
drogi, tu jesteś bezpieczny, tutaj pokój niech będzie z
Tobą!
|
|
<<<
powrót następna
strona >>>
|
|
|
|