 |
To
natomiast Benares. Przez Anglików zwane Varanasi (Benares to już
nazwa, do której Hindusi powrócili). Ma jeszcze nazwę świętą,
bodajże Kasi (ale nie pamiętam dokładnie).
To
święte miasto przecież. Ktoś mówił, że ma 4 tys. lat. Nie
wiem, czy tak dużo, jest na pewno jednym z najstarszych zamieszkałych
miast świata, jeśli nie najstarszym. Ale te budowle, choć wyglądają
bardzo staro, to wcale takie stare nie są. Nie znam szczegółów.
 |
Wiem,
że jest miastem brahminów (to święta, najwyższa kasta), sadhu
- świętych mężów, którzy zdecydowali się na drogę oświecenia
niezależnie od kasty, z której pochodzą, chodzą po ulicach, żyją
z tego, co dadzą im ludzie. Benares to miasto, gdzie każdy z
miliarda Hindusów chyba chciałby być spalony i wsypany do
Gangesu. Tutaj na brzegu 24 godziny na dobę dzieją się
mistyczne rzeczy. Modlitwy (czyli puje, czyt. pudże), ceremonie,
ablucje. Dzieci się kąpią pomiędzy modlącymi się
pielgrzymami, rodziny przychodzą zjeść thali na ghatach (zejściach
do Gangesu), bramini palą czaras (marihuanę) i sprzedają swoje
usługi: modlitwy, ceremonialne golenie głowy, śluby, pogrzeby
itp. za kilkadzieścia czy kilkaset rupii. Kupcy sprzedają mango
i inne pyszności za kilka rupii. A kilkadzieścia metrów w głąb
wiją się jak siedliska węży wąziutkie uliczki Benares pełne
hotelików, restauracji, sklepików, punktów masażu, kafejek
internetowych z ledwie zipiącymi wentylatorami zwisającymi z
sufitu i właściwie nie przynoszącymi żadnej ulgi, szkół
nauki gry na tabla (hinduskie bębenki), czy na sitar (cos w
rodzaju gitary). Tak wąskie, że jak spotkasz się na jednej z
takich uliczek z krową, to ktoś musi ustąpić i się wycofać
do najbliższego skrzyżowania i...i nie będzie to krowa, tego
jestem pewna! Z Benares kojarzy mi się kilka magicznych zdarzeń.
Jak siedziałam w kafejce internetowej, po ścianach biegały
jaszczurki, a obok przechodziły krowy. Tak w ogóle zwierzęta różne,
dziwne były wszędzie, małpy, kolorowe papugi, modliszka, szarańcza,
te różne, które oglądałam wcześniej tylko na National
Geographic. Pamiętam, jak siedziałam na ghacie z brahminami, którzy
częstowali mnie czarasem z takich glinianych tutek, jak brahmin z
niebieskimi oczami zawiązał mi na ręce różową nitkę na szczęście
i odmówił puje za moje szczęście, jak lało z nieba i w ciągu
kilkunastu minut woda w Benares sięgała kolan (resztki monsunu)
i jak z ta wodą deszczową do Gangesu spływał cały brud miasta
wymieszany z gumowymi klapkami hindusów, którzy zgubili je gdzieś
w potokach spływającej wody. Pamiętam sadhu, który władał
chyba 10 językami i nie był groźny, jak większość z nich.
Ehhh mnóstwo pamiętam, i pamiętam......
|