|
|
To
już na Goa! Jeden z trzech Hindusów z niebieskimi oczami, których
spotkałam. Ten ma Sai Babę na łańcuszku. Pod koniec naszego
pobytu w tej niegdyś portugalskiej kolonii wybrałyśmy się na
wycieczkę łodzią za zatoczkę, gdzie ok. 11 przed południem
pluskały się delfiny. Chciałyśmy dopłynąć do maleńkiej plaży,
która zobaczyliśmy, o której mówili, że to „butterfly
beach”. Ale Hindusi nie chcieli się zgodzić, wiec wskoczyłyśmy
do wody same i pływałyśmy sobie z delfinami, choć te nie podpływały
raczej do nas. I tak było fajowo. Tym bardziej, ze na samej łodzi
już mi się od tego bujania niedobrze robiło J.
A oni czekali cierpliwie w łodzi, aż się wykapiemy i wrócimy
na pokład. Szczerze mówiąc wtedy nie pomyślałyśmy nawet, że
poza delfinami pluskają się tam także rekiny, ale też żadnego
nawet nie zobaczyłyśmy. |

|

|
A do tego zdjęcia mam przypowieść. Niemalże biblijna, bo o
rybakach. Któregoś dnia, wieczora, postanowiłyśmy, że nie
idziemy spać, a miałyśmy pokoik przy plaży (właściwie niemalże
na plaży), tylko bawimy się do rana i będziemy oglądać wschód
słońca. Dobrze się składało, bo następnego dnia były
urodziny Chrisa. Chris to taki Anglik, z którym |
od
razu się jakoś fajnie skumałyśmy i który właściwie wszystko
robił z nami, był potulny, miły, grzeczny, niegrzeczny, świetnie
dopasowywał się do naszych szalonych pomysłów (jak my brałyśmy
skuterki, żeby poszaleć po Goa i po tamtejszej dżungli, to on
brał Enfielda 500-tkę i jechał z nami, tylko trochę szybciej),
był cudownym towarzyszem wszystkiego co robiłyśmy! Więc
postanowiliśmy, ze tak będziemy świętować jego urodziny.
Restauracje na plaży zamknięto ok. 1 w nocy. Zrobiłyśmy trochę
zapasów alkoholu, który skończył nam się krótko potem, wiec
chodziłyśmy od chaty do chaty szukając wujka jednego z tubylców,
który handluje alkoholem. Alkohol na Goa jest baaaaaaaaaardzo
tani, tak tani, że 0,75 litra brandy kupiłyśmy za 3 zł z
groszami. Piliśmy, paliliśmy czaras (choć ja chyba nie paliłam)
i świetnie się bawiliśmy. Aaaaa właśnie, przypowieść....
Ok. 4 rano rybacy wyszli na łowy. Wygląda to tak, że łódź ciągnąc
sieci wypływa w jednym miejscu z plaży, ciągnie tą sieć w głąb,
potem wzdłuż plaży i przypływa kilkaset metrów dalej do
brzegu. Wtedy rybacy za dwa końce sieci ciągną jakby zagarniając
wszystko co znajdzie się na przestrzeni, którą opłynęła łódź.
I my się rzuciłyśmy do sieci, żeby pomoc ciągnąć. Ja starałam
się ciągnąc non-stop, choć jak fala szła w głąb to było to
niemożliwe. I rybacy mi pokazali, że nie ma sensu. Jakby mnie
wtedy piorun strzelił. Czasami w życiu tak jest, ze trzeba
poczekać, fala ciągnie w głąb morza, trzeba wtedy tylko
umacniać pozycje, zaprzeć się, ale... nie ciągnąć! Bo to nie
ma sensu. Poczekać aż fala będzie do brzegu i wtedy ciągnąć.
Już wszystkim tą przypowieść chyba opowiedziałam. Lubię ją J.
|

|

|
A to
święto Ganesha. Boga będącego pół człowiekiem i poł słoniem.
Na plaży fajerwerki, bębny, muzyka, tańce, farba! Głośno,
sylwestrowo, transowo! Rano posągi Ganesha topione nocą w morzu
wracają, smutne, obite, odrapane J.
Śmieszny widok J.
Opowieści mam w głowie mnóstwo...
Ale czym są opowieści, nie da się oddać tego co przeżyłam
ani słowem, ani zdjęciem. Tam się... czuje. A najpiękniejsze w
tym wszystkim jest to, ze to zostaje J.
Zostaje czucie, czucie tego, co jest. Czasami po prostu wiem niektóre
rzeczy, wiem, bo czuje. Tak jak tam czułam swoje istnienie cała
sobą. Czułam to słynne ”tu i teraz”. Nie liczy się
jutro, wczoraj, za chwile, przed chwilą, tylko „tu i
teraz”. |
<<<
powrót |
|
|